Drodzy Nauczyciele i Rodzice,
przedstawiamy Wam zbiór dwunastu autorskich „Magicznych bajek matematycznych”. Napisałyśmy je z myślą o wzbogacaniu zajęć i wspomaganiu rozwoju umysłowego dzieci w wieku przedszkolnym. Przyjęłyśmy formę bajki, która jest „nauczycielem mądrości” i narzędziem dydaktycznym, bardzo atrakcyjnym dla dzieci.
Przeniesiemy Was do magicznych miejsc, gdzie bohaterowie (dzieci, postaci bajkowe i dorośli) przeżywają niesamowite przygody, jednocześnie odkrywając tajemniczy świat matematyki.
Włączenie w narrację bajkową treści matematycznych zgodnych z podstawą programową wychowania przedszkolnego stwarza możliwość wykorzystania ich w codziennych zajęciach z zakresu wychowania umysłowego.
Nasze propozycje, poza aspektem matematycznym, mogą stać się inspiracją dla dzieci, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach, jak rozpoznać własne uczucia i jak je nazwać. Bohaterowie bajek pokonują przeszkody, mierzą się z trudnościami, uczą się korzystania z własnych zasobów.
Bajki sklasyfikowałyśmy w oparciu o kręgi tematyczne Profesor Edyty Gruszczyk – Kolczyńskiej. Pod każdą propozycją znajdziecie także odniesienie do podstawy programowej wychowania przedszkolnego (obszar i umiejętności, które kształtuje).
Pisząc nasze opowieści, kierowałyśmy się doświadczeniem, by połączyć inspirującą dla dzieci fabułę z matematyką. Starałyśmy się wpleść wątki fantastyki i edukacji bliskie najmłodszym.
Chcemy zaprosić Was do świata, gdzie wszystko jest możliwe, a matematyka sprawia, że życie staje się pełne magii.
Poniżej znajdziecie spis tytułów wraz z opisem, jakiego kręgu tematycznego dotyczy bajka:
Bajki możecie kupić za pośrednictwem formularza w zakładce CENNIK:
Po zaksięgowaniu przelewu na naszym rachunku, otrzymujecie fakturę i link z dostępem do pliku pdf na podany adres e-mail.
„– Myślisz, że im się uda? – zapytała Lidka. – Nigdy nie słyszałam, żeby od ciągłego powtarzania: bum, bum, tam, tam, tam, bum, bum, tam, tam, tam, bum, bum, tam, tam, tam… spadła chociaż jedna kropelka z nieba.
– Zobaczymy – stwierdził uśmiechnięty tata. – Na razie pomóżmy im i dołączmy do koła wojowników.
Lidka stanęła przy małym bębnie i zaczęła wybijać rytm Czarownika: bum, bum, tam, tam, tam, bum, bum, tam, tam, tam, bum, bum, tam, tam, tam.
Nad wioską Zulusów pojawiła się niewielka chmura, po chwili przypłynęły kolejne. Niebo zaczęło się zmieniać z błękitnego, na granatowe. Lidka na swojej skórze poczuła wiatr… wojownicy nie przestawali śpiewać i grać. Ona też starała się jak najlepiej wystukiwać nadawany przez Czarownika rytm. Coś się zmieniało w pogodzie, nie minęło pół godziny, a wszyscy zgromadzeni w wiosce zaczęli tańczyć i głośno się śmiać. Z nieba lunął gęsty, ciepły deszcz.”
„– Nie jem dziewczynek – rzekł potwór. – Chłopców zresztą też. Wystarczają mi kwiaty na łące. Latem świeże, zimą suszone. Ale przejdźmy do zagadek. Jeśli rozwiążesz dwie z nich i trzecią ułożysz sama, dam wam spokój. Mam nadzieję, że zaczniecie mnie odwiedzać nawet wtedy, kiedy niczego nie zniszczę.
– Dobrze, dawaj te zagadki – zaczęłam się uspokajać, uwierzyłam, że nie stanie mi się żadna krzywda ze strony tej dziwnej bestii.
– Posłuchaj: Na łące rosły dwa kwiatki czerwone i jeden niebieski. Ile kwiatków rosło na łące? – zadowolony Miluś spoglądał na mnie łobuzersko.
– Łatwe – powiedziałam. Na łące rosły trzy kwiatki.
– Umiesz to napisać albo narysować? – zapytał potwór. – Jeśli nie, mogę pokazać ci, jak to się robi.
Miluś narysował na ziemi długim pazurem: 2+1=3.”
„Na szczęście mama znała obce języki i szybko rozwikłała zagadkę. Napis był po łacinie i brzmiał: „Uporządkuj”.
Dzieci natychmiast wzięły się do pracy. Wysypały zawartość szkatułki na ubity piasek i zaczęły porządkować kolorowe szkiełka.
– Najpierw je posegregujmy według kolorów – zarządziła Misia.
Ułożyły szybko wszystkie szkiełka na oddzielne gromadki. Nic się nie wydarzyło. Żadnego gromu z nieba, żadnej niespodzianki.
– Widocznie nie o to chodzi – mruknął Misiek. – Trzeba znaleźć inne rozwiązanie.
– Proponuję uporządkować je według wielkości. Małe oddzielnie, średnie oddzielnie i duże oddzielnie – mruczał Michał i przekładał szkiełka według swojego pomysłu.
I znowu nic…”
„Chłopcy odliczali kolejne tygodnie do narodzin szczeniąt, skreślając je w kalendarzu. Osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden… Kiedy nadszedł ten wielki dzień, chodzili niespokojnie pod drzwiami sąsiadki, nie mogąc usiedzieć w domu. Funia urodziła pięć okrąglutkich, futrzastych kuleczek, które cichutko piszcząc ssały mleko swojej mamy. Bracia odwiedzali sąsiadkę codziennie, zauroczeni psią rodzinką.
Minęło osiem tygodni, a bliźnięta nie mogły zdecydować, którego pieska zabrać do siebie.
– Jest pięć szczeniaków, dwóch chłopców i trzy dziewczynki. Którego z nich weźmiemy do domu? – zastanawiał się Kacper. – Wszystkie są takie słodkie!”